Spacer po Stambule, nawet w porze zimowej, podczas której nie ma zbyt wielu turystów, jest czymś niesamowitym. Miasto znajdujące się w pierwszej piątce największych miast na świecie ani na sekundę nie daje zapomnieć o swoim ogromie. Żeby nie zgubić się wśród przechodniów spieszących się na obiad lub do pracy, turystów fotografujących wszystko, co popadnie, czy dbających o rozwój swojego biznesu sprzedawców chusteczek higienicznych, obraliśmy specjalną technikę. Trzymaliśmy się za ręce. W większości przypadków okazywała się ona skuteczną, nawet w takich miejscach, jak ulica Istikal Caddesi w dzielnicy Taksim, czy Wielki Bazar, gdzie w kilka minut pokonuje się kilkanaście metrów.
Chociaż Stambułem dzielą się miliony mieszkańców, wyłącznie jedna piąta z nich to rodowici stambułczycy. Większość z nich przyjechała za chlebem, w poszukiwaniu pracy, znajdując ją w rozwijających się firmach lub zatrudniając się samodzielnie, oferując przechodniom gotowaną kukurydzę czy prażone kasztany. W krótkim czasie zaczęli oni sprowadzać całe swoje rodziny, budując i powiększając swoje mieszkania, osiedlając się tu na stałe. Powoduje to pojawienie się pewnego rodzaju mieszanki kulturowej. Jak podkreślił nasz lokalny znajomy, Tarik, prawdziwy turecki charakter w Stambule zanika z dnia na dzień. Coraz rzadziej widzi się mężczyzn grających popołudniami w backgammona czy kobiety starannie zakrywające chustą swoje włosy. Zamiast tego nie sposób nie zauważyć mieniących się wszystkimi kolorami sklepów największych przedstawicieli świata mody i pubów, w których alkohol każdego wieczoru przelewa się litrami.
Na uwagę zasługuje na pewno wspomniany wcześniej Wielki Bazar – kwintesencja tureckiej kultury, miejsce, w którym znajdzie się wszystko, co przychodzi na myśl o Turcji, zaczynając od orientalnych szalów i chust, przez figury Ataturka i biżuterię z Okiem Proroka, kończąc na przyprawach do kebabu i słodyczach ociekających czekoladą i lukrem. Bazar, jak każda inna część Stambułu, przepełniony jest turystami, którzy przyczyniają się do rozwoju lokalnego handlu. Dzięki nim każdego dnia w okolice tego miejsca przybywają nowi sprzedawcy, proponując mniej lub bardziej atrakcyjne ceny. Tych, którzy tylko czekają na nieuwagę gości z zagranicy, również nie brakuje. Targowanie się jest nieodłącznym elementem dokonywania zakupów w tego rodzaju miejscach. Turcy po prostu to uwielbiają, nawet jeżeli na negocjację mają poświęcić kilkadziesiąt minut. Dzięki temu zamiast przedstawionej początkowo przez sprzedawcę ceny, 80 lir, czyli około 160 złotych, za czajnik do parzenia prawdziwej tureckiej herbaty, udało mi się ostatecznie zapłacić 30. Jak później okazało się, poza bazarem, zaledwie kilkadziesiąt metrów od niego, taki sam można kupić o 10 lir taniej bez negocjowania, kalkulowania i przekonywania.