Kraj w budowie – migawki z podróży po południowej i wschodniej Gruzji

Autor: Anna Śliwa, Licencja: Copyright

Rankiem rozpoczęliśmy realizację dalszej części naszego planu czyli wyjazd do położonego na pograniczu gruzińsko-azerskim klasztoru Dawid Garedża. Dostać się tam można jedynie wynajętym samochodem. Na dworcu dobiliśmy targu z jednym z kierowców i ruszyliśmy. Trwająca około 2 godziny droga wiodła najpierw w kierunku lotniska i przez podmiejskie rejony w okolicach Tbilisi, by za Sagarejo zmienić się w pogruchotany asfalt i szutr przecinające rozległe stepowe tereny. Od czasu do czasu wśród wyschniętej trawy pojawiały się stada krów. Im bliżej klasztorów, tym okolica stawała się bardziej pustynna. Wzgórza pokrywał skalny rumosz, wszystko miało odcień szarości przeciętej rudymi i brązowymi pasami.

Dawid Garedża

Dawid Garedża

Wśród tego księżycowego krajobrazu znajduje się klasztor Dawid Garedża. Jest jednym z kilkunastu na pograniczu gruzińsko-azerskim. Pozostałe są jednak znacznie gorzej dostępne. Ponadto okolica ta nadal ma nie do końca uregulowany status jeśli chodzi o przebieg granicy. Z tego powodu zdarzają się tu czasem pewne incydenty graniczne.
Po wizycie w klasztorze wybraliśmy się na spacer w kierunku granicy. Całe otoczenie pocięte jest siecią ścieżek prowadzących do wydrążonych w skałach cel mnichów. Na grzbiecie ponad nimi stoi niewielka kapliczka i to właśnie ją wybraliśmy na cel przechadzki. Jakież było nasze zdziwienie, gdy na górze zastaliśmy żołnierzy azerskich i gruzińskich w pełnym rynsztunku bojowym okupujących jedyny cień w okolicy. Byli bardzo mili, pozwolili popatrzeć na azerską stronę, zrobić zdjęcia i grzecznie zawrócili w stronę klasztoru. Posłuchaliśmy i po zejściu na dół ruszyliśmy do Tbilisi. Z minuty na minutę coraz mniej podobał nam się jednak stan naszego kierowcy i zaczęliśmy mieć uzasadnione podejrzenia, że płyn który popijał z owiniętej szmatami butelki zawierać musiał jakieś procenty. O ile wcześniej dało się z nim normalnie porozumieć, o tyle teraz albo gadał coś po gruzińsku albo bełkotał po rosyjsku tak, że mimo najlepszych chęci nie byliśmy w stanie stwierdzić o co mu chodzi. Nabrał przy tym wyjątkowej fantazji… w każdym razie z ulgą wysiedliśmy w Tbilisi.

Widok na Azerbejdżan

Widok na Azerbejdżan

Nasz pobyt w Gruzji powoli miał się ku końcowi więc kolejny raz opuściliśmy Tbilisi by zobaczyć ostatnie miejsca, które pozostały na naszej liście. Skierowaliśmy się najpierw do Vardzi, najsłynniejszego gruzińskiego Skalnego Miasta. Nazywane często Plastrem Miodu, ukryte w górach na południe od miasta Akhaltsiche zrobiło na mnie duże wrażenie. Trudno uwierzyć, że jeszcze w XII-XIII wieku mieszkało tu nawet kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Zwiedzanie całego kompleksu to wędrówka schodami i korytarzami, zarówno na zewnątrz jak i w środku góry. U podnóża miasta, po drugiej stronie rzeki rozbiliśmy się na nocleg i rankiem wróciliśmy do Akhaltsiche, odwiedzając jeszcze po drodze twierdzę Chertwisi.

Wardzia - skalne miasto

Wardzia – skalne miasto

O autorze
blank Anna Śliwa
Pochodzi z gór ale tak naprawdę zaczęła się nimi interesować gdy przeprowadziła się do Lublina. Dziś nie wyobraża sobie wakacji bez wędrówek z plecakiem. Poza tym jeździ dużo po Polsce i Europie (a ostatnio wypuszcza się nawet poza jej granice) zarówno zawodowo jako pilot i przewodnik górski jak i hobbystycznie. Interesują ja pogranicza kultur i ich wzajemne przenikanie. Zimowe wieczory spędza z dobrym kryminałem w ręce albo brzdąkając na ukochanej gitarze.

Zobacz też