W górach Gruzji czyli nie taki Kaukaz straszny

Autor: Anna Śliwa, Licencja: Copyright

O tym, że marzenia się spełniają przekonałam się już kilkakrotnie. Fakt, trzeba im trochę pomagać. Jednak w przypadku wyjazdu do Gruzji wszystkie okoliczności jakby same składały się na to, żeby był on udany, a wcześniej w ogóle doszedł do skutku. Oczywiście obaw miałam mnóstwo, bo to i pierwszy wyjazd tak daleki, i kraj niezbyt dobrze znany, no i poza wszystkim, jak mówili niektórzy znajomi „toż to przecież Kaukaz; życie ci nie miłe?”. Jak się okazało nie taki ten Kaukaz straszny, a podróż do Gruzji okazała się być jedną z najlepszych w moim życiu.

Grzbiet między Tuszetią a Chewsuretią

Grzbiet między Tuszetią a Chewsuretią

Wyjazd podzieliliśmy na dwie mniej więcej równe części, górską, nastawioną na wędrówkę oraz zwiedzanie południowej i wschodniej części kraju. Z racji prognoz pogody zdecydowaliśmy się zacząć od gór. Wzięliśmy na cel Tuszetię i Chewsuretię, leżące w północno – wschodniej części Gruzji, przy granicy z Rosją. To dość popularny teren trekkingowy, z uczęszczaną przez turystów trasą z Omalo do Szatili.

Chewsuretia o zachodzie słońca

Chewsuretia o zachodzie słońca

Pierwszym i podstawowym problemem przed jakim stanęliśmy jeszcze na etapie planowania wyjazdu był dojazd w góry. Okazuje się jednak, że Gruzini mają swoje wypracowane rozwiązania. Z Tbilisi ruszyliśmy marszrutką do położonej u podnóża gór miejscowości Kvemo Alvani, gdzie wynająć można terenowego dżipa z kierowcą. W ten sposób dostaliśmy się do położonej 80 kilometrów dalej w górach wioski Omalo. Cała trasa należy na pewno do najbardziej krętych i przerażających dróg, jakimi miałam okazję w życiu podróżować. Pnie się ostrymi serpentynami po wąskich półkach skalnych. I wszystko byłoby dobrze, gdyby „nasz” kierowca nie zapragnął pobić rekordu tej, jakże pięknej trasy. Pomimo serca w przełyku przy niektórych manewrach (typu wyprzedzanie innego dżipa na zawieszonej nad przepaścią drodze szerokości połowy normalnej szosy) dzielnie dotrwaliśmy do końca podróży. Udało się nam jeszcze wytargować z panem podwózkę do następnej, położonej za grzbietem miejscowości Dartlo. Oszczędziliśmy sobie dzięki temu kilku godzin dość nużącej i niezbyt ciekawej widokowo wędrówki.

Dartlo

Dartlo

O autorze
blank Anna Śliwa
Pochodzi z gór ale tak naprawdę zaczęła się nimi interesować gdy przeprowadziła się do Lublina. Dziś nie wyobraża sobie wakacji bez wędrówek z plecakiem. Poza tym jeździ dużo po Polsce i Europie (a ostatnio wypuszcza się nawet poza jej granice) zarówno zawodowo jako pilot i przewodnik górski jak i hobbystycznie. Interesują ja pogranicza kultur i ich wzajemne przenikanie. Zimowe wieczory spędza z dobrym kryminałem w ręce albo brzdąkając na ukochanej gitarze.

Zobacz też