Dookoła Bałkanów (cz. 4) – Macedonia i Serbia

Autor: Anna Śliwa, Licencja: Copyright

Okolice Prilepu

Okolice Prilepu

Jako, że zbliżał się wieczór trzeba było znów pomyśleć o jakimś noclegu. Perspektywy nie były zbyt zachęcające ale nadzieje wiązaliśmy ze znajdującym się nieopodal Prilepu jeziorem. Odnaleźliśmy je bez większych problemów. Okazało się być zbiornikiem zaporowym, z dość mocno spuszczoną wodą, którego brzegi obsadzono sosnowym lasem. Zjazd z drogi znalazł się sam, miejsce na rozbicie namiotów także. Tylko pogoda wciąż nie ustępowała. Mieliśmy za to festiwal tęcz w różnych wydaniach. Po każdej fali deszczu pojawiała się kolejna, coraz to wyraźniejsza. Uznaliśmy, że tym razem to już na pewno na pogodę.

Jezioro Prilep

Jezioro Prilep

I rzeczywiście. Poranek wstał olśniewający. Słońce, bezchmurne niebo przeglądające się w wodach jeziora. Lekki chłodek, po prostu bajka. Przedefilowało przed nami kilku pasterzy ze swoimi stadami, a psy nie byłyby sobą, gdyby zamiast pilnować owiec nie zaczęły pilnować naszego śniadania. Nastroje momentalnie poszły w górę i znów byliśmy gotowi do odkrywania Macedonii.
A zadanie na dzień dobry nie było łatwe. Klasztor Treskavec. Na pewno w górach nad Prilepem. Według przewodnika i znalezionych informacji droga szutrowa ale przejezdna. Mając mapę udało się nam mniej więcej ustalić gdzie to może być. Kierując się nią wyjechaliśmy z Prilepu i polnymi drogami przez pola jechaliśmy równolegle do skalnych ostańców. Wzbudzaliśmy oczywiście zrozumiałe zainteresowanie pracujących przy zbiorze tytoniu. Dzięki nim jednak dowiedzieliśmy się , że do klasztoru prowadzi nowa droga. Rzeczywiście po kolejnym kwadransie dojechaliśmy do niej. Malowniczymi zakosami, coraz wyżej, z pięknymi widokami na całą okolicę pięliśmy się do klasztoru. Wszystko jak po maśle. Duży parking, zero samochodów. Wysiadamy i idziemy dalej pieszo. Jednak coś zaczęło być ewidentnie nie tak. Gdzie te czerwone daszki widoczne na zdjęciu w przewodniku? Klasztor wyglądał na opustoszały i mocno zrujnowany. Pod bramą kolejna niespodzianka – samochód, jakże by inaczej na numerach z Poznania.

Monaster Treskawec

Monaster Treskawec

Wchodząc przez bramę monastyru zobaczyliśmy ewidentne ślady pożaru. Niedawnego. Zabudowania klasztorne wypalone. Zachowała się jedynie cerkiew. I całe szczęście. Wewnątrz piękne polichromie, na których zobaczyliśmy ślady działalności konserwatorów. Po chwili nastąpiło też spotkanie z drugą grupą. Polscy konserwatorzy zabytków wraz z macedońskim znajomym, nota bene świetnie władającym językiem polskim. Dzięki temu zostaliśmy fachowo oprowadzeni, uzyskaliśmy wiele ciekawych informacji o okolicy oraz dowiedzieliśmy się co się tu stało. Pożar strawił klasztor w lutym 2013 roku. Ze względu na brak dojazdu nie było szans na jego uratowanie. Zakonnicy się wynieśli. Zostały tyko dwa koty, pustelnicy. Podejmowane są próby ratowania tego co zostało czyli przede wszystkim cerkwi ale pieniędzy jest bardzo mało a potrzeby ogromne. Dzięki pożarowi pojawiła się jednak droga do monastyru, dzięki której udało nam się do niego dotrzeć.

Freski w Monasterze Treskawec

Freski w Monasterze Treskawec

O autorze
blank Anna Śliwa
Pochodzi z gór ale tak naprawdę zaczęła się nimi interesować gdy przeprowadziła się do Lublina. Dziś nie wyobraża sobie wakacji bez wędrówek z plecakiem. Poza tym jeździ dużo po Polsce i Europie (a ostatnio wypuszcza się nawet poza jej granice) zarówno zawodowo jako pilot i przewodnik górski jak i hobbystycznie. Interesują ja pogranicza kultur i ich wzajemne przenikanie. Zimowe wieczory spędza z dobrym kryminałem w ręce albo brzdąkając na ukochanej gitarze.

Zobacz też