W górach Gruzji czyli nie taki Kaukaz straszny

Autor: Anna Śliwa, Licencja: Copyright

Dartlo przywitało nas widokiem o jakim czytaliśmy wcześniej w przewodnikach. Kamienne wieże związane ze starym kaukaskim obyczajem zemsty rodowej wprawiły nas w euforię. Sesja zdjęciowa była wyjątkowo długa. Przy wiosce stoją ruiny niewielkiego kościółka. Rzecz na tych terenach bardzo rzadka. Obok ruin kręcili się robotnicy i o ile dobrze zrozumieliśmy to zaczynał się remont tego przybytku. Zadziwiająca była jednak tablica umieszczona tam, gdzie dawniej była ściana. Napis głosił po gruzińsku i angielsku „Kobieto, nie wchodź!” Zastosowałam się, choć sensu nie pojmuję nadal.

Tuszetia w drodze do Parsmy

Tuszetia w drodze do Parsmy

Jako, że godzina była jeszcze wczesna ruszyliśmy szeroką drogą w stronę miejscowości Girevi. Wśród wspaniałych widoków, spadających z gór potoków, które niekiedy pokonywać trzeba było na bosaka zawędrowaliśmy tego dnia aż do Parsmy.

Rozbiliśmy namiot nad rzeką, naprzeciw zagrody pasterskiej. I pewnie przespalibyśmy w spokoju całą noc, gdyby o czwartej z minutami nie obudził nas gromki okrzyk „Hello, how are you?!”. Jak się okazało inna brygada pasterzy-poliglotów postanowiła w ten sposób pokazać swoją gościnność i dobre wychowanie. A żeby ich… chociaż może lepiej tak, niż gdyby mieli spuścić psy…

Kamienne wieże w Parsmie

Kamienne wieże w Parsmie

Niestety poranek nie nastroił nas zbyt optymistycznie. Ciemne, nisko wiszące chmury, wilgoć i przeczucie, że zaraz lunie. Wytrzymało może przez pierwsze pół godziny wędrówki. Wkrótce za to osiągnęliśmy wioskę Girevi, gdzie zostaliśmy od razu skierowani przez miejscowych do posterunku wojskowego. Przeczekując najgorszą ulewę zaopatrzyliśmy się tu w przepustki pozwalające na poruszanie się w strefie nadgranicznej. Chyba dopiero wtedy dotarło do mnie, że naprawdę jesteśmy na Kaukazie i od rosyjskiej granicy dzieli nas ledwie kilka kilometrów. Pograniczników spotykaliśmy od tej pory regularnie co 2 – 3 godziny. I tu ogromne zaskoczenie. Chyba jeszcze nigdy nie spotkałam się z tak miłym zachowaniem ze strony jakichkolwiek „służb”. Witali się, pytali o przepustkę, a potem dopytywali czy na pewno znamy drogę, czy nie potrzebujemy pomocy, a na koniec życzyli szerokiej drogi.

O autorze
Anna Śliwa
Pochodzi z gór ale tak naprawdę zaczęła się nimi interesować gdy przeprowadziła się do Lublina. Dziś nie wyobraża sobie wakacji bez wędrówek z plecakiem. Poza tym jeździ dużo po Polsce i Europie (a ostatnio wypuszcza się nawet poza jej granice) zarówno zawodowo jako pilot i przewodnik górski jak i hobbystycznie. Interesują ja pogranicza kultur i ich wzajemne przenikanie. Zimowe wieczory spędza z dobrym kryminałem w ręce albo brzdąkając na ukochanej gitarze.

Zobacz też