Wiedeń w pigułce

Autor: Dominika Polok, Licencja: Copyright

Drugiego dnia, wypoczęci po nocy w normalnym łóżku (a nie na fotelu w autokarze) ruszyliśmy zwiedzać z nowym entuzjazmem. Po szybkim śniadaniu skierowaliśmy się w stronę pałacu Schönbrunn – tyle się o nim nasłuchałam i nagadałam na lekcjach niemieckiego w różnych szkołach i w końcu! mogłam zobaczyć to cudo na własne oczy. Trzeba przyznać, że miał cesarz gest. Znów zdecydowaliśmy się na zwiedzanie niskobudżetowe i postanowiliśmy nie wchodzić do wnętrz. Ograniczyliśmy się do chodzenia po parku Schönbrunn i zwiedzeniu ogrodów cesarskich, co i tak zajęło nam 2,5 h. Fontanny, rzeźby, kwiaty, potężna glorieta na wzgórzu i w końcu sam pałac i rozciągająca się za nim panorama Wiednia… Wszystko było tak zachwycające, że zrobiliśmy jakiś miliard zdjęć. Do tego pogoda była przepiękna, więc spacerowanie tam było samą przyjemnością. Gdybym miała na to cały dzień z pewnością weszłabym do pałacu, do labiryntu, do zoo… Ale szkoda było czasu, w końcu jest jeszcze tyle do zobaczenia.

Pałac Schönbrunn

Pałac Schönbrunn

Z Schönbrunn wróciliśmy znów do centrum. Zjedliśmy szybki obiad, polecane lody u Zanoniego, po czym ruszyliśmy w kierunku Hofburgu. I znów ogromne gmachy, bramy, kopuły, pomniki… W tym wszystkim tłumy turystów (to było chyba najbardziej zatłoczone miejsce w Wiedniu) i konne dorożki, które wydały mi się tam bardzo klimatyczne. Za placem św. Michała ogłosiłam strajk, postanowiłam zwiedzać biernie – usiąść i się rozglądać. Słońce powoli zachodziło i rzucało piękny blask na wszystko dookoła. Zobaczyliśmy pomnik Marii Teresy, Mozarta i uznaliśmy, że jeszcze jedna atrakcja a potem robimy sobie wolne. Pozostało tylko zdecydować się co chcemy zobaczyć na koniec. Nasz wybór padł na gazometry, w których niegdyś gromadzono gaz, a dziś znajduje się w nich m.in. centrum handlowe.

Ostatnie godziny pobytu w Wiedniu spędziliśmy na kupowaniu pamiątek, spacerowaniu po bocznych uliczkach i poszukiwaniu jakiegoś miejsca, w którym można by napić się piwa. Okazało się to trudniejsze niż myśleliśmy, ale w końcu się udało. O 22:00 pożegnaliśmy austriacką stolicę i ruszyliśmy w podróż powrotną do Katowic.

Warto było wyrwać się na te dwa dni, choć były dość intensywne i męczące. Pewnie, że lepiej byłoby spędzić tam tydzień i nasycić się w stu procentach atmosferą miasta, ale jak się nie ma co się lubi… to i dwa dni wystarczą. Z pewnością nie udałoby nam się zobaczyć tak wiele, gdyby nie metro (wciąż mój ulubiony środek transportu!). Wiedeń jest piękny i warto się tam wybrać choćby na jeden dzień. Ludzie bardzo uprzejmi i niesłusznie obawiałam się, że nie będą chcieli rozmawiać po angielsku… 

Bardzo, bardzo polecam. I polecam takie spontaniczne krótkie wypady – nie trzeba wiele urlopu i pieniędzy, żeby pozwiedzać świat!

O autorze
Dominika Polok
Urodziła się w Święto Niepodległości Mongolii. Wielka miłośniczka herbaty. Ubolewa, że jej ulubiony gatunek zniknął z rynku ale dzielnie wynajduje nowe herbaciane smaki, którymi osładza swój ból rozstania z Goldem. Do herbaty najlepiej pasuje książka. A jeszcze lepiej kryminał. Chmielewska i Christie rozpanoszyły się w jej biblioteczce. Kiedy nie czyta zwiedza Polskę. Czasami krajoznawczo, czasami koncertowo. Na Europę też już się porwała. Ukraina nie raz przetrwała jej turystyczny nalot, wszystko z miłości do tego kraju. Przede wszystkim kocha swój Śląsk, ale ma też duży sentyment do stolicy Dolnego Śląska. Umie też osiągać różne szczyty. Szczególnie głupoty i górskie. Planuje nawiedzić Szwedów i odwdzięczyć się im za potop, dlatego też pilnie studiuje wszystko co dotyczy Skandynawii. A oni, nieświadomi niczego, jeszcze nawet się nie zaczęli bać.

Zobacz też