Dookoła Bałkanów (cz. 1) – Bośnia i Hercegowina

Autor: Anna Śliwa, Licencja: Copyright

Zatrzymując się po drodze w Travniku, gdzie podziwialiśmy malowany meczet dotarliśmy popołudniu do Sarajewa. Nie wiedziałam czego się po tym mieście spodziewać ale rzeczywistość okazała się prawdziwie fascynująca. Obrzeża miasta przez które wjeżdżaliśmy to wielkie blokowiska. Widać tu ciągle ślady wojny. Wyrwy w ścianach domów zaklejone betonem, dziury po kulach w fasadach budynków. Im bliżej centrum tym ruch większy. O zaparkowaniu samochodu można pomarzyć. Miejsce znaleźliśmy dopiero wysoko ponad starym miastem. A potem wpadliśmy w objęcia Starej Czarsziji. Sklepy, stragany, miedziane wyroby, tkaniny, dzwonki atakowały ze wszystkich stron. Miedzy tym często kilkusetletnie meczety. I burkarnie. Oczywiście musieliśmy spróbować jak smakuje ta słynna bałkańska potrawa. Próba wypadła na tyle zadowalająco, że burki stały się podstawą naszego wyżywienia przez następne dwa tygodnie. Zwiedzając Starą Czarsziję weszliśmy na podwórze jednego z meczetów. Drzwi zamknięte ale nagle pojawił się skądś starszy mężczyzna, który zapytał czy chcemy wejść. Okazało się, że przygotowywał sprzęt do odtworzenie kolejnej modlitwy, która już za kilka minut miała rozbrzmiewać z głośników umieszczonych na minarecie. Oczywiście skorzystaliśmy z okazji i ściągając buty weszliśmy na kilka minut do środka. Wieczorem zakupiliśmy sarajewskie piwo, które okazało się sikaczem jakich mało i ruszyliśmy do leżącej pod miastem Ilidży na kemping.

Stara czarszija w Sarajewie

Stara czarszija w Sarajewie

Ranek przywitał nas nisko wiszącymi chmurami i perspektywami na deszcz. Jednak im dalej na południe tym robiło się ładniej. Wokół drogi wyrastały kolejne górskie masywy, poniżej wiła się Neretwa, a my obiecywaliśmy sobie, że jeszcze w te góry wrócimy. Teraz jednak wzywał nas Mostar. Dla mnie nie był to pierwszy kontakt z tym miastem. I jak zwykle wspominam je bardzo miło, choć tłumy turystów znacznie obniżają komfort zwiedzania. Przez kilka godzin przechadzaliśmy się wąskimi uliczkami podziwiając wspaniały odcień rzeki i wznoszące się nad nią kamienne mury. Na Starym Moście jak zwykle młodzi mężczyźni z lokalnego klubu skoczków zbierali pieniądze za swoje skoki do wody. Ot, dzień jak co dzień w Mostarze.

 

Stary most w Mostarze

Stary most w Mostarze

Tu także wpadliśmy w wir straganowo-pamiątkowy. Mosiężne rondelki do gotowania kawy mieszały się z pamiątkami wykonanymi z łusek po pociskach, szalami, kolorowymi torbami, ceramiką i miedzianą biżuterią. Dotarliśmy też na bazar, gdzie handluje się owocami. To tu zaczęła się wielka miłość moich współtowarzyszy to fig czyli smukv. Tutaj także nabyliśmy, wcześniej oczywiście degustując, całkiem niezłe nalewki produkowane w okolicach miasta. Jakże owocny pobyt w Mostarze zakończyliśmy w niewielkiej restauracji, gdzie skosztowaliśmy kolejnego bałkańskiego przysmaku, cevapcici. Dobrusia i Kuba skusili się jeszcze na kawę po bośniacku podawaną w rondelku, ze szklanką wody do popicia oraz niewielką kostką rahat lokum czyli galaretką z soku owocowego z bakaliami. Ja jako niekawowa pozostałam przy wodzie. Od tego momentu kawa po bośniacku (lub turecku, jak nazywana jest w innych częściach Bałkanów) stała się stałym punktem poszukiwanym w każdym mieście, do którego przyjeżdżaliśmy.

 

Stare Miasto w Mostarze

Stare Miasto w Mostarze

Z Mostaru skierowaliśmy się do pobliskiego Blagaju, gdzie zachwyciła nas tek kija czyli klasztor derwiszów stojący na skale przy wywierzysku Buny. To jedno z najmocniejszych wywierzysk w Europie. Spod skały wypływa tu woda, której odcień w słońcu jest ciemno zielony, a w głębi jaskini zdaje się przechodzić aż w czerń. Zwiedziliśmy także wnętrze klasztoru (oczywiście w pełnym zachustkowaniu i bez butów). To była prawdziwa podróż w inną kulturę. Ale i tak najbardziej podobała nam się malowana instrukcja wiązania różnych rodzajów turbana.

O autorze
blank Anna Śliwa
Pochodzi z gór ale tak naprawdę zaczęła się nimi interesować gdy przeprowadziła się do Lublina. Dziś nie wyobraża sobie wakacji bez wędrówek z plecakiem. Poza tym jeździ dużo po Polsce i Europie (a ostatnio wypuszcza się nawet poza jej granice) zarówno zawodowo jako pilot i przewodnik górski jak i hobbystycznie. Interesują ja pogranicza kultur i ich wzajemne przenikanie. Zimowe wieczory spędza z dobrym kryminałem w ręce albo brzdąkając na ukochanej gitarze.

Zobacz też