Kaukaz, czyli góry po wierzchołki wypełnione uczuciami

Autor: Milena Dawidzionek, Licencja: Copyright

Po krótkiej chwili ruszyliśmy dalej. Dato okazał się typowym gruzińskim kierowcą. Nie straszne były mu ostre zakręty, strome zbocza czy krowy swawolnie przechodzące przez miejscami nawet nie pokrytą asfaltem drogę. Coś jednak było nie tak, jak być powinno. Nawet podczas obiadu w restauracji, w której zgodnie z umową zaserwował nam tradycyjne gruzińskie danie, chinkali (pierożki wypełnione mięsem oraz zupą, które trzeba starannie zjeść przy pomocy rąk, uważając na to, żeby ze środka nic się nie wylało), nie odezwał się ani słowem. Jego zimny kaukaski wzrok zdecydowanie do niego nie pasował. Nie był to ten sam Dato, którego poznaliśmy dzień wcześniej – śmiejący się, żartujący, pełen energii. Swoje obowiązki spełniał jednak tak, jak powinien. Zatrzymał się także przy źródłach mineralnych, które wręcz oślepiały swoim intensywnie pomarańczowym kolorem, wykształconym na skutek wytrącania się z nich związków żelaza. Tworzyły one dość masywne stoki, z których wypływała woda – napełniliśmy nią tyle butelek, ile tylko mieliśmy ze sobą.

Źródła mineralne

Źródła mineralne

Po tym, jak dojechaliśmy do hotelu i zostawiliśmy nasze rzeczy, udaliśmy się jeszcze w jedno miejsce, oddalone zaledwie o kilka metrów od granicy, przez które przebiega wspominany przez wielu rosyjskich pisarzy, w tym również przez Lermontowa, Wąwóz Darialski. Przy nim poczuliśmy się bardzo mali i wręcz nic nieznaczący. Jego masywne wzgórza otaczały nas z każdej strony. Przez środek przepływała walcząca o to, żeby nie wyschnąć, rzeka Terek. Widok zapierający dech w piersiach.

Wąwóz Darialski

Wąwóz Darialski

Czas na kolację. Dato zaprosił nas do restauracji oferującej typowe gruzińskie jedzenie. Gdy tylko przekroczyliśmy próg, zaproponował, abyśmy usiedli przy stole w pokoju przeznaczonym wyłącznie dla nas. Przywitał się z uprzejmą panią, jego dobrą znajomą, która przyjęła zamówienie. Tym razem wzięliśmy khachapuri, czyli duży placek wypełniony gruzińskim serem, podawany na ciepło, kebabi – drobno posiekane i następnie zgrillowane mięso, kilka sztuk wspomnianych wcześniej chinkali oraz sałatkę warzywną. Gruzińską suprę czas zacząć. Według tradycji nie może ona jednak odbyć się bez wznoszenia toastów, długich, emocjonalnych, nawiązujących do rodziny, religii, kraju czy pokoju. Pierwszy został wygłoszony przez naszego kierowcę i trwał dobrych kilka minut. Szybko przyszła pora na toast o miłości – prawdziwej, wiecznej i ognistej. Podczas wypowiadania ostatnich słów swojego przemówienia Dato bezpośrednio zapytał mnie, czy zostanę jego czwartą, nieoficjalną żoną, poniekąd narzucając odpowiedź. Wyjaśnił szczegółowo, na czym będzie polegać moja rola: gotowanie, pranie, sprzątanie. W żadnym wypadku nie wolno mi wnikać w to, dokąd mój mąż wychodzi, kiedy wróci i czy w ogóle wróci, bo to nie jest mój interes. O rekomendację poprosił swoją znajomą, właścicielkę restauracji, która oświadczyła, że Dato jest dobrym człowiekiem, troszczącym się o rodzinę, obowiązkowym i odpowiedzialnym. Byłam zaskoczona i jednocześnie coraz bardziej świadoma tego, że Dato reprezentuje zupełnie inną kulturę, w której kobieta nie powinna sprzeciwiać się mężczyźnie. Mówiąc w skrócie, ma ona robić jedynie to, co do niej należy. Moje słowa protestu i słowa moich znajomych w żaden sposób nie powstrzymywały go od narzucania swojego pomysłu. W pewnym momencie poszedł do samochodu i wrócił z obrączką. Podczas prób zakładania mi jej, jakby siłą, na palec, po raz ostatni dosadnie powiedziałam NIE. I wtedy właśnie wszystko się zmieniło. Dato już nie był tak pewny siebie, w jego oczach i kaukaskich rysach twarzy można było dostrzec poczucie porażki i utratę honoru. Nie mówiąc ani słowa, oddał nam pieniądze na pobyt w hostelu i powrót minibusem do Tbilisi, a sam wsiadł w samochód i pojechał przed siebie.

O autorze
Milena Dawidzionek
Chociaż przygodę z podróżami rozpoczęła od wycieczek palcem po globusie, bardzo szybko zdecydowała się realizować swoje marzenia i odkrywać coraz to bardziej odległe zakamarki świata. Bałkany i Kaukaz może teraz nazwać swoim drugim domem, do którego zawsze będzie wracać z otwartym na nowe wyzwania sercem. Miłośniczka języków obcych. Chce mówić płynnie w co najmniej sześciu, dzięki czemu z łatwością będzie mogła wysłuchiwać pasjonujących historii lokalnych mieszkańców miejsc, które odwiedza. Od dawna zainteresowana fotografią. Lubi uwieczniać emocje i uczucia spotykanych ludzi oraz cudy świata, których na pewno jest więcej niż siedem.

Zobacz też