Między Riłą a Pirynem

Autor: Anna Śliwa, Licencja: Copyright

Szczyt Musała

Szczyt Musała

 

Kolejny dzień w Rile poświeciliśmy na zdobycie jej najwyższego szczytu, Musały (2945 m npm). W tym celu pojechaliśmy do znanego kurortu narciarskiego Borowec. Wybraliśmy zdecydowanie najłatwiejszy sposób wchodzenia na Musałę. Najpierw kolejką na Jastrabec, co załatwiało właściwie całą najgorszą część podejścia, a później już tylko nieco ponad 500 metrów przewyższenia. Sam szczyt nie należy do najciekawszych, do tego niemal w całości jest zabudowany. Największym zaskoczeniem były prawdziwe tłumy Bułgarów na wierzchołku. Część z nich stawała w północnej części szczytu i odstawiała jakieś dziwne uśmiechy, wrzaski a nawet tańce. Lekko zszokowani, dopiero po dłuższej chwili zorientowaliśmy się, że chodzi o kamerkę internetową, z której obraz na żywo przekazywany jest do sieci, a to co oglądaliśmy było pozdrowieniami dla „mamy, babci i wszystkich znajomych”.

Wejście na Musałę zakończyło nasz pobyt w Rile i przenieśliśmy się, zahaczając o urokliwe miasteczko Bańsko, na południe w Piryn, a dokładniej pod położone pod Wichreniem schronisko Bynderica. Znów wycieczka na lekko. Tym razem szczyt spełnił moje nadzieje i oczekiwania. Plan był bardzo ambitny. Wejść na Wichren, potem z niego przejść na grań Konczeto i

Wichren

Wichren

wrócić pod Byndericę. Wszystko szło pięknie do zejścia z Wichrenia, przy którym rączki były właściwie niezbędne żeby się nie zabić. Czyste o poranku niebo zaczęło się najpierw robić coraz bardziej przymglone a w momencie podchodzenia na Kuteło, od którego zaczyna się grań Konczeto całkiem mocno zagrzmiało. Tu na szczęście zadziałał zdrowy rozsądek, który podpowiedział, że przebywanie w czasie burzy na łysej, marmurowej ścianie, na wysokości ca. 2700 m npm nie jest bezpieczne. Odwrót był dość szybki. A burza goniła. Wytrzymała do momentu kiedy dopadliśmy samochodu.

Kuteło i grań Konczeto widziana z Wichrena

Kuteło i grań Konczeto widziana z Wichrena

I tak sobie lało przez cały wieczór. W międzyczasie sprawdziliśmy prognozy, które delikatnie mówiąc okazały się niepomyślne i podjęliśmy decyzję o zmianie planów. Wypad nad morze do Grecji przesunęliśmy z ostatnich dni wyjazdu na następny dzień i postanowiliśmy wrócić kiedy załamanie pogody (przewidywane na 3-4 dni) minie.

Melnik i piaskowe piramidy

Melnik i piaskowe piramidy

 

Jadąc do Grecji nie mogliśmy nie zahaczyć o okolice Melnika. Powodów było kilka. Po pierwsze wizyta w Monastyrze Rożańskim, mniejszym od Rilskiego i nie tak wspaniałym, ale dla mnie osobiście znacznie bardziej malowniczym i klimatycznym. Zachwyciły mnie szczególnie zwieszające się zewsząd kiście winogron oraz olbrzymie drzewa figowe obsypane owocami. Po drugie chcieliśmy zobaczyć słynne piaskowe Piramidy Melnickie. Zobaczyliśmy znacznie więcej, bo wydrążony w piasku tunel drogowy jest na pewno ewenementem na skalę europejską. Po trzecie, sam Melnik, miasteczko słynące z produkcji wina oraz starej zabudowy. Okazało się być dokładnie takie, a nawet jeszcze lepsze niż opisy w przewodniku. A tamtejsze wino, zarówno to pite w chłodnych korytarzach piwnicy winiarskiej, jak i to kupione w plastikowych butelkach było wspaniałe. Nie mówiąc już o wyśmienitej kolacji w jednej z restauracji.

 

 

O autorze
blank Anna Śliwa
Pochodzi z gór ale tak naprawdę zaczęła się nimi interesować gdy przeprowadziła się do Lublina. Dziś nie wyobraża sobie wakacji bez wędrówek z plecakiem. Poza tym jeździ dużo po Polsce i Europie (a ostatnio wypuszcza się nawet poza jej granice) zarówno zawodowo jako pilot i przewodnik górski jak i hobbystycznie. Interesują ja pogranicza kultur i ich wzajemne przenikanie. Zimowe wieczory spędza z dobrym kryminałem w ręce albo brzdąkając na ukochanej gitarze.

Zobacz też